czwartek, 3 lipca 2014

Epilog.

*3 lata później*
Siedziałam na ławce przyglądając się jak Ed biega ze swoim tatą za piłką. Tak, był nim Harry. Uśmiech sam cisnął się na moje usta gdy oboje denerwowali się nie trafiając w piłkę. 
Ed miał już 3 lata. Nie mam pojęcia jak i kiedy to minęło. Piłka przyturlała się pod moje nogi, podniosłam ją i stanęłam na przeciwko nich. 
- I jak moje chłopaki się bawią? - zaśmiałam się patrząc na Harry'ego który podpierał się na kolanach ciężko oddychając 
- Świetnie - wysapał i przewrócił się na ziemię. 
- Nie masz kondycji - powiedziałam dając piłkę małemu który pobiegł odbijać nią o drzewo. Położyłam się obok Harry'ego. Chwycił moją dłoń. Na jednym z palców spoczywała srebrna obrączka. Pogłaskał ją kciukiem po czym przyłożył do swych ust składając na niej pocałunek. 
- Jesteś moja już na zawsze 
- Od jakiegoś roku - dodałam śmiejąc się. 
- Tak wiem, ale takie rzeczy dochodzą do człowieka po jakimś czasie - westchnął i spojrzał na mnie - Pomyślałabyś na początku naszej znajomości, że kiedyś będziemy małżeństwem i nasz synek będzie biegał wokół drzew z piłką? - uśmiechnęłam się lekko do niego i splotłam nasze palce. 
- Szczerze to nie. Sądziłam, że jeśli już zostanę matką no przez wpadkę z jednym z ...no wiesz.. 
- Tak kochanie - jak najszybciej przerwał moje zdanie - Cieszę się, że to właśnie ty jesteś moją jedyną wiesz? - poczułam jak składa delikatny pocałunek na moim policzku. Uśmiechnęłam się - Kocham cię - szepnął do mojego ucha. 
- Ja ciebie też kocham Harry - odpowiedziałam i po chwili nasze wargi złączyły się w pocałunku. Za każdym razem czułam jego miłość i tą którą obdarzam go ja. To uczucie które przepełnia dwójkę ludzi, szczęśliwych z samej codzienności. Budzenia się w objęciach, w jednym łóżku i momentu w którym i mały synek wbiega do ich pokoju i wskakuje na łóżko by obudzić rodziców. 
Nie sądziłam, ze kiedykolwiek spotka mnie takie szczęście. Może to racja, że żeby być szczęśliwym trzeba przejść wiele by dostrzegać małe rzeczy które je przynoszą. Chyba dopiero teraz to rozumiem. Kiedy mam obok siebie męża i naszego małego Ed'a. Wszystko się ułożyło mimo, że w to nigdy nie wierzyłam. 
Z młodej dziewczyny zarabiającej swoim ciałem, nie widzącej żadnej przyszłości i ratunku dla samej siebie stałam się kochającą matką i żoną. Taką jak moja mama. 
I mimo, że wielu ludzi szuka szczęścia tam gdzie nie powinna, w końcu je znajdzie w najmniej oczekiwanym momencie. 
THE END 

___________________________________________________________________
i oto koniec Stay With A Team. Dziękuję wszystkim którzy to czytali i przepraszam, ze tak długo to trwało. W sumie nie wiem co powiedzieć. Łezka wzruszenia zakręciła mi się w oku myśląc, że to koniec, no ale przyszedł najwyższy czas. Jeszcze raz dziękuję wszystkim i jeśli macie ochotę, zapraszam na moje kolejne Fanfiction Awake http://awakefanfiction.blogspot.com/

dziękuję wszystkim ♥ kocham was i zapraszam na Awake :) Nikissma 

czwartek, 27 marca 2014

prawdopodobnie jutro pojawi się epilog, ale kiedy zaczęłam go pisać zaczęłam się zastanawiać czy nie kontynuować pisania SWAT. Kolejna część przedstawiałaby już ich dorosłe życie itp...co sądzicie?
na pasku bocznym znajdzie się ankieta ----> głosujcie
(przypominam iż założyłam nowego bloga na którym znajdują się już rozdziały. jeśli ktoś chce linka pisać do mnie na tt, e-mail, fb, gg)

wtorek, 18 marca 2014

koniec :(

Przepraszam, ale mimo oddanych głosów postanowiłam nie pisać kolejnej serii. Jeśli ktoś nadal ma ochotę czytać moje opowiadania to proszę byście napisali do mnie jakąś drogę kontaktu z wami a podam wam link do nowego bloga :) oczywiście niedługo pojawi się epilog Stay With A Team.

gdzie możecie poprosić o link:
tt: @stayinateam
mail: nicolastylesowa99@gmail.com
gg: 37489888
facebok: (zakładka kontakt)

sobota, 1 marca 2014

SWAT part 20 "Birth"

NOTKA POD ROZDZIAŁEM 
*5 miesięcy później*
Podobno nikt nie przygotuje cię na moment w którym trzymasz własne dziecko i wiesz, że jesteś za nie odpowiedzialny. To prawda. Właśnie trzymałam na rękach swoje dziecko. Był to chłopiec. Jego malutka piąstka było owinięta wokół mojego wskazującego palca. Miał zamknięte oczy a jego skóra była mocno różowa. Nie przypuszczałam, że uczucie towarzyszące temu momentowi może być takie cudowne. To chyba dlatego poród jest tak wykańczający by móc później tak zachwycić się widokiem malutkiego stworzenia które nosiło się w sobie 9 miesięcy.
Trzymałam go w rękach i uśmiechałam się do niego. Czułam jak spływa na mnie fala euforii i poczucia spełnienia. Podjęłam odpowiednią decyzję i jestem z tego powodu dumna.
Od porodu minęło parę godzin, a ja czułam, że z każdą minutą odzyskiwałam siły. Jeszcze kiedy patrzyłam na mojego synka czułam się jeszcze lepiej. Moment w którym usłyszałam jego płacz...poczułam od razu to co nazywają instynktem macierzyńskim. Uspokajał się na dźwięk mojego głosu.
Justin przyjechał pod koniec porodu. Cieszyłam się, że nie było go przy tym. Czułabym się skrępowana w tej sytuacji. Był bardzo szczęśliwy kiedy wziął syna na ręce. Było to po nim widać, ale ja zaczęłam się nad czymś zastanawiać.
Czy na pewno było to jego dziecko.
Było to najbardziej prawdopodobne, ale on nie był w ogóle do niego podobny. Miał ciemne włoski. Mógł mieć je za mną ale nie mam tak bardzo ciemnych poza tym Justin jest blondynem. Nie bardzo jasnym ale jednak. Jego rysy twarzy były mieszanką mnie i...na pewno nie Justin'a i jeszcze kolor jego oczu. Miał bardzo zielone, fakt mógł odziedziczyć je po mnie, ale przy brązowych oczach Justin'a powinien mieć ciemniejsze lub piwne. Zaczęłam sądzić, że może być to dziecko Harry'ego, ale zabezpieczyliśmy się tamtej nocy. To nie miało się jak stać.
Justin właśnie wszedł do mojej sali z kubkiem kawy i usiadł na krześle przy moim łóżku.
- Jak się czujesz? - wziął łyka
- Już lepiej - odpowiedziałam szybko, trzymając rączkę synka
- Myślałaś jak go nazwiemy?
- Nie, jakoś nie miałam do tego głowy - starałam się nie patrzeć na Justin'a.
- Spróbuj pomyśleć o tym teraz - czułam jego wzrok na sobie, ale starałam się to ignorować bo na samą myśl o naszym kontakcie wzrokowym robiło mi się nieprzyjemnie gorąco. Zaczęłam myśleć o imieniu.
Tak wiele nagle pojawiło się w mojej głowie. Chciałam żeby było wyjątkowe i nie spotykane, a zarazem żeby miało za sobą jakiś sens. Żebym mogła opowiedzieć kiedyś mu dlaczego dostał takie imię a nie inne. Wtedy przypomniałam sobie drugie imię Harry'ego...Edward. Ed. Tak, to jest to.
- Ed - powiedziałam szybko - Tak go nazwiemy
- Więc, oto Ed. Najsłodszy chłopiec na świecie - zaśmiałam się cicho i w tym momencie mój synek otworzył oczy. Światło słońca padło na nie przez co ich zieleń zdawała się jeszcze bardziej soczysta.
- Witaj Ed - uśmiechnęłam się do niego gładząc jego policzek - Możesz mi podać telefon? - wyciągnęłam rękę i po chwili poczułam na niej moją komórkę.
- Justin, możesz pójść kupić mi wodę proszę?
- Tak, zaraz wrócę - wyszedł z sali a ja szybko wybrałam numer do Harry'ego. Chwile się wahałam ale chciałam żeby tu był. Właśnie w tym momencie i chciałam z nim porozmawiać. Przez ostatnie miesiące nie widywaliśmy się prócz jego międzyczasowych wizyt w kawiarni w której pracowałam.
Moja ręka się zatrzęsła kiedy przyłożyłam telefon do ucha i czekałam na odebranie.
- Halo?
- Hej Harry, to ja. Wiem, że ostatnio nie było między nami za dobrze, ale już urodziłam
- Oh, gratuluje. Chłopiec czy dziewczynka?
- Chłopiec, Harry, chodzi o to, że chciałabym żebyś przyjechał
- Nie sądzę, że to dobry pomysł - westchnął
- Musisz go zobaczyć
- Justin raczej nie będzie zadowolony na mój widok
- Mam to gdzieś. Proszę, przyjedź
- Dobrze. Wyślij mi sms'em adres szpitala w którym jesteś i postaram się jak najszybciej być
- Dziękuję, to do zobaczenia - rozłączyłam się i miałam ochotę zacząć skakać z radości. Szubko napisałam wiadomość z adresem i wysłałam ją.
Szczerze? Miałam nadzieję, że moje dziecko okaże się także dzieckiem Harry'ego. Nie chciałam być związana z Justin'em. Nie czułam do niego kompletnie niczego, w przeciwieństwie do Harry'ego. Myślałam o nim cały czas i nadal kochałam. Dobrze o tym wiedziałam.
- Mam wodę - powiedział Justin wchodząc do pokoju
- Ok, dziękuję ci bardzo - chwyciłam butelkę i napiłam się
- Może odłożę małego do łóżeczka?
- Tak, to dobry pomysł - ostrożnie podniosłam synka na dłonie i podałam go Justin'owi
- Pojadę do domu się zdrzemnąć
- Tak, powinieneś. Ja też się położę - powiedziałam udając zmęczoną. Chciałam żeby pojechał. Chciałam być z Harry'm sama.
- Dobrze, przyjadę jutro - pocałował mnie w czoło po czym podszedł do Ed'a i zrobił to samo - Pa kochanie - wyszedł. Odetchnęłam głęboko.
Usiadłam wygodniej i poprawiłam swoją poduszkę. Zdawałam sobie sprawę, że muszę wyglądać okropnie tym bardziej, że miałam dość ciężki poród jak powiedział lekarz. Już rozumiem o czym mówiły wszystkie matki z którymi rozmawiałam. Tego bólu nie można porównać do niczego innego, ale warto wytrzymać to by móc cieszyć się swoim największym szczęściem pod postacią dziecka.
Przeczesałam włosy palcami chcąc choć trochę je ogarnąć, ale uznałam to za nie możliwe więc związałam je gumką na czubku głowy w kucyka. Mimo, że po porodzie wzięłam prysznic to czułam, że kropelki potu nadal spływają po mojej twarzy. Przetarłam pacami obręb pod oczami chcąc się nieco przebudzić.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - krzyknęłam. W drzwiach zobaczyłam sylwetkę Harry'ego. Trzymał w rękach mały bukiet kwiatów i uśmiechnięty lekko wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
- Hej - poszedł do mojego łóżka i usiadł na krześle
- Hej - uśmiechnęłam się ciepło
- I jak się czujesz mamusiu? - zapytał wkładając kwiatki do wazoniku - A i to dla ciebie - zaśmiał się
- Domyśliłam się. Czuję się już lepiej, ale nie chciałabym jeszcze raz przez to przechodzić - westchnęłam
- Muszę się przyznać, że myślałem, że zobaczę cię z podkrążonymi oczami i w złym stanie, a ty wyglądasz na prawdę ślicznie w sumie jak zawsze. Cała promieniejesz - poczułam jak moje policzki robią się lekko różowe
- To na prawdę miłe z twojej strony - zaśmiałam się i wstałam z łóżka - Chcesz zobaczyć małego? - pokiwał głową. Podeszłam do łóżeczka synka, delikatnie podniosłam go pamiętając o podtrzymaniu jego główki i ułożyłam go na moim ramieniu. Zobaczyłam Harry'ego stojącego obok mnie i patrzącego na niego.
- Jest bardzo ciemny - powiedział cicho marszcząc brwi.
- Chcesz wziąć go na ręce? - zauważyłam jak się speszył. Jakby przestraszył.
- Nie wiem. Jeśli zacznie płakać? Albo go upuszczę?
- Spokojnie, dasz radę - uśmiechnęłam się
- Ok - kiwnął głową i przygotował ręce. Przekazałam Ed'a w jego ramiona układając jego główkę.
Harry wypuścił nerwowo powietrze ustami i uśmiechnął się do mnie. Usiedliśmy na łóżku. Spoglądałam na to w jaki sposób on na niego patrzy. Jakby czuł to co ja, że to jego dziecko. Sposób w jaki go trzymał, jak Ed trzymał jego palec. To zupełnie coś innego niż z Justin'em.
- Harry, muszę ci coś powiedzieć
- Śmiało - powiedział nadal patrząc na mojego synka.
- Wiem, że tamtej nocy się zabezpieczaliśmy - westchnęłam - ale myślę, że to twoje dziecko - przygryzłam nerwowo wargę i czekałam na reakcję z jego strony. Spojrzał na mnie. Widziałam w jego oczach mieszankę przerażenia i nadziei.
- Chciałbym żeby było mój - powiedział patrząc mi w oczy.
Trwaliśmy tak chwile wpatrując się w siebie póki Ed nie zaczął skomleć. Oboje spojrzeliśmy na niego. Wzięłam go na ręce i odłożyłam do łóżeczka.
- Na prawdę myślisz, że mógłby być moim synem? - Harry podszedł do mnie i odwrócił mnie do siebie.
- Tak, na prawdę tak myślę - odpowiedziałam. Podszedł do mnie i położył dłonie na moje talii
- Chciałabyś, żeby było?
- Tak i to bardzo - powiedziałam parząc mu w oczy
- Nie kochasz go?
- Jedyną osobą którą kocham jesteś ty. No i teraz on - wskazałam na synka.
- Musimy coś z tym zrobić, wiesz o tym prawda?
- Tak - westchnęłam - Możemy zrobić test na ojcostwo, Justin nie musi o niczym wiedzieć
- Dokładnie o to mi chodziło - Harry przyciągnął mnie do siebie i pocałował mnie w czoło. Podniosłam głowę i chwyciłam jego twarz w dłonie delikatnie go całując. Oddał pocałunek a nasze usta zaczęły poruszać się w jednym i równym rytmie. Przejechał językiem po mojej wardze a ja bez zastanowienia rozchyliłam swoje wargi by po chwili poczuć jego delikatny język który zaczął pieścić mój. Jęknęłam cicho w jego usta i położyła rękę na jego karku. To było to czego brakowało mi od tak dawna. Smak jego ust był nie z tej ziemi. Nie da się tego opisać.
Po dłuższej chwili niechętnie przerwaliśmy nasz pocałunek.
- Musimy zrobić to jak najszybciej - szepnęłam ciężko oddychając
- Pójdę dowiedzieć się coś o tym - pocałował mnie delikatnie
- Dobrze, ja będę tu czekała - usiadłam na łóżku a Harry wyszedł z sali.
Poczułam się cudownie. Kochałam go i chciałam by wszystko się ułożyło. Na to się zanosiło jeśli dziecko okaże się jego.
Położyłam się na łóżku wtulając w poduszkę i czekałam aż wróci.

- Powiedzieli, że można pobrać próbki już dzisiaj - powiedział Harry wchodząc do sali
- To zróbmy to
- Wziąłem już ten zestaw - pokazał koszyczek - Pielęgniarka powiedziała, że wystarczy pobrać wymaz ze ścianki policzka dziecka i jednego z potencjalnych ojców - mówił wypakowując patyczki i podał mi jeden - Przejedz nim po wewnętrznej części policzka małego - wstałam i zrobiłam jak kazał. Spojrzałam na niego i zrobił to samo u siebie. Oddałam mu patyczek a on włożył je do dwóch osobnych pojemniczków.
- Pierwszy krok mamy za sobą, teraz tylko oddać to i czekać na wyniki
- Jak długo to potrwa? - zapytałam
- Około tygodnia, dwóch - westchnął - Proszę cię, musimy coś z tym zrobić, nie możesz z nim mieszkać
- Wiem o tym Harry - pogłaskałam jego dłoń - I nie chcę
- Zamieszkajcie ze mną, nawet jeśli on okaże się dzieckiem Justin'a, chcę się wami opiekować - patrzył mi w oczy trzymając moje dłonie - Chcę żeby on był moim synem, a ty moją kobietą. Proszę
- Chcę tego Harry - poczułam jego delikatnie usta na moich
- Kocham cię
- Ja ciebie też Harry
_____________________________________________________________________________
wszystkich którzy chcą być informowani na twitterze proszę o napisanie swoich Nick'ów w komentarzach :)
i jeśli ktoś zmienił nazwę to też proszę napisać nową. Dziękuję z góry Nikissma <3

piątek, 14 lutego 2014

SWAT part 19 "Later..."

Nicola
*parę miesięcy później* 
Bardzo dużo zmieniało się przez ostatni czas, ale chyba najbardziej zaskakujące było dla mnie to, że okazało się, że jestem w ciąży. Był to szok i to ogromny, ale postanowiłam nie popełniać kolejny raz tego samego błędu i zostawić je. Nikt jeszcze o tym nie wie. Trzymam to w tajemnicy póki mogę, ale wiem, że chwila w której będę musiała powiedzieć o tym przynajmniej Justin'owi zbliża się nie ubłagalnie. Właśnie zaczynam 4 miesiąc a brzuch z dnia na dzień jest coraz większy. To musi być dziecko Justin'a, bo nie ma kogo innego.
Przez ostatni czas zamknęłam się w sobie przez rozmowy z Harry'm. Stał się innym człowiekiem po tym co zrobił. Tak. Rozmawiamy ze sobą, spotykamy się...jak przyjaciele. Po jego próbie samobójczej było trudno bo nie chciał rozmawiać z nikim prócz mnie. Codziennie przyjeżdżałam do niego po pracy, próbując go nakarmić lub wytłumaczyć, ze musi brać leki i jeść.
Nigdy chyba nie przestanę czuć się winna tego co się stało. On to zrobił przez mnie i to tylko i wyłącznie moja wina. Nawet on nie jest tego w żadnym stopniu winny i nigdy nie będzie. Ważne jest to, że wrócił do życia. Zaczął od nowa tak jak ja, ale jednak coś nas łączy czego nie da się przerwać. Spędzamy ze sobą tyle czasu ile możemy, a ja specjalnie dbam o to, by wrócił do całkowicie dobrego stanu i widocznie mi się do teraz udaje.

- Hej - usłyszałam zza swoich pleców głos Harry'ego.
- Hej -  powiedziałam ciepło wstając z krzesła w kawiarni i mocno się do niego przytuliłam. Wymieniliśmy po chwili uśmiecha i zajęliśmy miejsca przy stoliku. 
- Co tam u ciebie? - zapytałam. 
- Wiesz, za dużo od 2 dni się nie zmieniło - zaśmiał się.
- Mogłam to przewidzieć, ale wiesz...zawsze trzeba jakoś zacząć. 
- Zamawiamy coś? Jestem nieco głodny 
- W sumie możemy - oboje chwyciliśmy małe menu z którego jak zwykle wybraliśmy to co zwykle. Po złożeniu zamówienia i odejściu kelnera oparłam łokcie na stoliku a głowę na dłoniach patrząc na Harry'ego. 
- Poznałeś kogoś prawda? - zaśmiałam się wskazując na niego palcem. 
- Co? Nie - zaśmiał się nerwowo opierając o fotel. 
- Harry widzę, mów mi szybko - klasnęłam cicho parę razy w dłonie i skupiłam całą uwagę na nim, a on spuścił wzrok cicho się śmiejąc i bawiąc palcami. 
- Ma na imię Jasmine - powiedział nadal ze spuszczoną głową. 
- Wiedziałam - prychnęłam - Ile się znacie i gdzie ją poznałeś? 
- Nie chce o tym mówić, to tylko koleżanka.
- Tak tak, no śmiało.
- Nie, Nicola, to na prawdę tylko koleżanka. 
- Oh, ale lubisz ją prawda? Lubisz, lubisz - poruszyłam brwiami a on się zaśmiał. 
- Lubię - powiedział krótko po czym przed nami kelner postawił nasze zamówienia. Zaczęliśmy powoli jeść nadal prowadząc bezsensowne rozmowy, w sumie jak zawsze. Nie przeszkadzało mi to a nawet to lubiłam. 
- Harry? - jego wzrok od razy skupił się na mnie. 
- Hm? 
- Mogę powiedzieć ci wszystko prawda?
- Oczywiście, ze tak - odłożył łyżeczkę na talerz i oparł się na łokciach. Sądzę, że mogę powiedzieć mu o ciąży mimo iż wiem, że nasze uczucia nigdy nie wygasną do końca i może być to dla niego jak szpilka w serce. 
Moje ręce zaczęły się nieco pocić i przygryzłam wargę zdenerwowana. 
- Jestem w ciąży - powiedziałam. Harry delikatnie się odsunął, po czym rozejrzał po paru punktach. Spuściłam głowę czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Wypuścił powietrze z ust i przetarł twarz dłońmi. 
- To dziecko Justin'a prawda? - zapytał opierając się na oparciu. 
- Są-sądzę, że tak - odpowiedziałam spoglądając na niego - Jesteś pierwszą osobą która się o tym dowiedziała.
- Cieszę się - powiedział chwilę się uśmiechając po czym znowu zaczął myśleć. 
- Co o tym sądzisz? 
- O twojej ciąży? 
- Nie wiem...to tak jakby nie za bardzo moja sprawa prawda? 
- No ale jako mój...przyjaciel. Harry kolejny raz zaczął się rozglądać po lokalu chcąc uniknąć mojego spojrzenia. Po paru minutach ciszy schylił się nieco w moim kierunku. 
- Dobrze wiesz, że nie będę skakał z radości mimo, że wiem, że skończyliśmy "nas". Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nadal cię kocham i nigdy nie przestanę i wiesz, że chciałbym, żeby to dziecko było moje a nie jego - powiedział bardzo szybko.
- Tak wiem - odpowiedziałam cicho - to 4 miesiąc, tak powiedział doktor. 
- Lepiej powiedz mu przed porodem - zaśmiał się ironicznie. 
- Nie musisz być teraz wredny - zmarszczyłam brwi. 
- Jestem zły i nie potrafię tego ukryć. Wiesz...najchętniej to zabiłbym Justin'a i wychował to dziecko bo za bardzo cię kocham, a Jasmine...czy jakakolwiek inna dziewczyna nigdy ciebie nie zastąpi. Więc musisz się z tym  pogodzić - wstał z miejsca wyciągając pieniądze w portfela i położył je na rogu stolika. Pocałował mnie w czoło i wyszedł. 
- Ja pierdole - szepnęłam uderzając lekko o stół i pocierając skroń z nerwów. 
Wzięłam ostatniego łyka kawy i położyłam pieniądze na talerzyku wychodząc z kawiarni. 
Wiosenne, coraz cieplejsze powietrze rozwiało moje włosy przez co zdecydowałam się na związanie ich w wysoką kitkę. Ruszyłam powoli do swojego samochodu i wsiadłam na miejsce kierowcy odkładając torebkę na siedzenie pasażera. Oparłam się o oparcie i brałam głębokie wdechy by się uspokoić, ale nie przyniosło to żadnego skutku. Mając zamiar wyładować swoją frustrację uderzyłam pięściami z całej siły w kierownicę przez co usłyszałam klakson.
Wiosenne, coraz cieplejsze powietrze rozwiało moje włosy przez co zdecydowałam się na związanie ich w wysoką kitkę. Ruszyłam powoli do swojego samochodu i wsiadłam na miejsce kierowcy odkładając torebkę na siedzenie pasażera. Oparłam się o oparcie i brałam głębokie wdechy by się uspokoić, ale nie przyniosło to żadnego skutku. Mając zamiar wyładować swoją frustrację uderzyłam pięściami z całej siły w kierownicę przez co usłyszałam klakson. Krzyknęłam parę razy po czym znowu opadłam na fotel. Powoli odpaliłam silnik i ruszyłam do domu. Nadal mieszkałam z Justin'em...układało nam się, ale nie sądzę, by tak zostało. Wszystko się skomplikowało kiedy dowiedziałam się o ciąży. Chciałam się z nim rozstać, ale sądzę, że ze względu na dziecko powinnam z nim zostać. Choć z drugiej strony...raczej powinnam być z kimś kogo kocham prawda? 

Wjeżdżałam właśnie do Bronx'u. Uliczne światła zaczynały się włączać a ja zaczęłam lekko przymykać powieki. Po dniu w pracy zawsze byłam zmęczona, ale przez dziecko męczę się podwójnie. Ziewnęłam zakrywając ręką usta po czym wjechałam na moją ulicę. Zaparkowałam samochód na moim stałym miejscu i pociągnęłam za sobą torebkę i zamykając samochód poszłam do domu. Od kluczyłam drzwi i zapalając światło na przed pokoju zdjęłam buty i płaszcz. Stanęłam przed lustrem bokiem i spojrzałam na brzuch. 
Cholera, zaczął się zaokrąglać. Powoli pogłaskałam brzuch spoglądając na niego. Westchnęłam i ruszyłam po schodach do pokoju. 
Usiadłam na  kanapie a następnie położyłam nogi na jedno z oparć. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Justin wrócił.
- Jestem - podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło na co lekko się uśmiechnęłam - Jadłaś coś?
- Nie, jakoś nie miałam ochoty - wstałam i powoli ruszyłam do kuchni - Musze ci coś powiedzieć. 
- Śmiało - podszedł do blatu i oparł się o niego patrząc na mnie. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do niego.
- Jestem w ciąży - spojrzałam na niego. Na twarzy Justin'a zaczęło malować się pełno emocji. Nie mogłam odczytać co ma zamiar powiedzieć. 
- Ze mną? 
- Tak, przynajmniej nie przypominam sobie nikogo innego z kim ostatnio uprawiałam sex - Justin przybliżył się do mnie i spojrzał mi w oczy. 
- Na prawdę jesteś w ciąży? Ze mną?
- Tak, na prawdę - przez chwilę zapadła między nami cisza. Justin zaczął się uśmiechać po czym  wziął mnie na ręce i obrócił w okół własnej osi. Kiedy w końcu stanęłam na ziemi chwycił moje dłonie. 
- Zostanę tatą - zaśmiał się. 
- Tak...zostaniesz tatą - powiedziałam starając się cieszyć a przynajmniej to udawać. Na prawdę chciałam się cieszyć, ale przez to, że mamy mieć dziecko, czuję się jakbym była teraz zmuszona do życia z Justin'em, ślubu, przyszłego wspólnego życia, wychowania dziecka,  a on nie był tym czego chciałam. Zawsze podświadomie pragnęłam tylko jednego...Harry'ego. Taka jest prawda, ale wiem, że niszczymy siebie na wzajem i nie jest to w porządku w stosunku do żadnego z osobna. Przez cały czas kiedy nie byłam z Harry'm myślałam tylko o nim. Nawet teraz to robię będąc w ciąży z Justin'em. Czuję się okropnie. 
- Justin, nie czuję się za dobrze. Chyba pójdę spać - mruknęłam ze spuszczonym wzrokiem. 
- Ok, jeśli poczujesz się lepiej - pocałował mnie w czoło - Kocham cię - spojrzałam na niego i kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem. Weszłam po schodach na górę i dla odmiany postanowiłam położyć się w moim pokoju. 
Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Moja pościel była idealnie ułożona. Na ramkach zbierał się coraz większy kurz. Wchodziłam tu tylko po ciuchy od długiego czasu. Uchyliłam okno i ubrałam się w piżamę. Powoli wsunęłam się pod kołdrę i odwróciłam w stronę nocnego stolika. Ramka ze zdjęciem które zrobiłam kiedyś z Harry'm było skierowane do mnie. Uśmiechnęłam się lekko i chwyciłam je kładąc obok siebie i dotknęłam palcem jego twarzy. 
- Tęsknię - wyszeptałam a łzy zaczęły zbierać się w moich oczach. Tak bardzo chciałam żeby cofnąć czas i rozegrać wszystko w inny sposób. Rozegrać to dobrze

czwartek, 13 lutego 2014

nowa seria?

przepraszam, że to nie nowy rozdział, ale zaczęłam już pisanie i sądzę, że niedługo go dodam więc to pocieszenie. Chciałam was zapytać czy macie ochotę na nową serię mojego bloga czy mam zakończyć tą (zostało parę rozdziałów). Na bocznym pasku (----> ) znajdzie się lub już znalazła xD ankieta co do tego. Oddawajcie głosy :) kocham was Nikissma

poniedziałek, 27 stycznia 2014

wywiad

ehhh więc jedna z czytelniczek przeprowadziła ze mną wywiad na swojego bloga. Jeśli macie ochotę zajrzyjcie i skomentujcie post. Może dowiecie się czegoś co planuję w przyszłości z blogiem itp. :) 
kliknij ------>  wywiad

poniedziałek, 13 stycznia 2014

SWAT part 18 "You kill him"

PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!!
Przepraszam, że krótki.
*Harry*
Poranne światło starało wedrzeć się przez każdą możliwą pustą część drzwi łazienki. Po moim czole spływały małe krople potu. 
Całą noc starałem się uświadomić sobie co się ze mną dzieje. Co widziałem w lustrze. To byłem ewidentnie ja…tylko inny. Tamto oblicze kpiło ze mnie. Przedstawiało każdy możliwy mój błąd, dołowało mnie. Po tym jak zbiłem lustro zniknęło. Ale wróciło. Stało tuż przede mną przez dobre parę godzin co dla mnie zdawało się być latami. Mówił mi kim jestem…nikim. Co chwile słyszałem zdanie "jesteś nikim". W zasadzie po każdej skończonej krótszej wypowiedzi. Czułem jakby całe moje sumienie po prostu ze mnie wyszło. I tak za pewne było. 
Siedziałem w kawałkach zbitego lustra czując jak wbijają się w moją skórę. Moja pięść w końcu przestała krwawić i powstały na niej strupy. Cały się trząsłem…nie wiem czy to ze strachu czy czegoś innego. Mój wzrok był wbity w jeden punkt w który bezsilnie się wpatrywałem. 
Mój głos ciągle odbijał się w głowie. 
"Nic nie znaczysz"
"To wszystko przez ciebie"
"Ona przez ciebie cierpiała"
"Jesteś nikim"
"Jesteś do niczego"
"Skończ ze sobą"
"Skocz z mostu"
"Podetnij żyły"
"Powieś się"
"Połknij tabletki"
"Zabij się"
"Po co żyjesz?"
To mówił ten głos. Non stop. Przez cały czas. Starałem się go zagłuszyć ale nic nie potrafiło. I wtedy zacząłem się zastanawiać…czy on nie ma racji? Może powinienem to zrobić? Nie mam już dla kogo żyć, straciłem jedyny sens który utrzymywał mnie tutaj. 
Wstałem z ziemi i ruszyłem do kuchni. Zacząłem szukać po szufladach leków nasennych, noży, sznurów. Chciałem przemyśleć każdą opcję. Kiedy wszystko znalazłem rozłożyłem to na blacie. Mój wzrok błądził między trzema punktami. 
Chwyciłem nóż siadając przy ścianie i podłożyłem go do gardła. Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach. A może lepiej ręka? Usłyszałem głos w głowie od razu przenosząc ostrze na wewnętrzną część ręki. Przycisnąłem je mocno chcąc wykonać ruch w bok, ale nie mogłem. Każdy mój mięsień zastygł bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Puściłem nóż i znowu stanąłem przy blacie. Sznur…tabletki?
Chwyciłem pudełko leków znowu siadając na ziemi i wysypałem całą garść na rękę. Otworzyłem usta wsypując całą zawartość i popiłem jakimś alkoholem. Moje powieki zaczęły opadać i zacząłem czuć błogość. Uśmiechnąłem się do siebie.
- Może będzie lepiej - szepnąłem zamykając oczy. Czułem jak mój oddech spowalnia i powoli zasypiam kiedy nagle zrobiło mi się nie dobrze. Otworzyłem oczy i pobiegłem w stronę toalety. Zacząłem wymiotować a łzy napłynęły do moich oczu.
- Dlaczego? Dlaczego nie mogę umrzeć - mówiłem w chwilowych przerwach. Kiedy skończyłem, otarłem usta i ponownie wbiegłem do kuchni. Podsunąłem krzesło pod lampę i zacząłem przywiązywać do niego sznur. Starałem się zrobić idealną pętlę by nie miała prawa się rozwiązać. Kiedy skończyłem upewniłem się, że lampa na pewno się nie urwie i mój plan nie pójdzie na marne. 
Stanąłem na krześle przekładając sznur przez głowę usadawiając go idealnie na szyi. Łzy leciały z moich oczu a ja zacząłem cicho szeptać jakby Nicola mogła usłyszeć moje ostatnie słowa.
- Przepraszam cię za to kim byłem, za to, że zniszczyłem twoje życie. Wybacz, że nie potrafiłem zapewnić ci tego co powinienem. Chcę teraz zacząć od nowa, chcę widzieć cię szczęśliwą i jestem pewien, że tak będzie. Będę nad tobą czuwał, obserwował i ostrzegał przed złem. Obiecuję - wyciągnąłem telefon z kieszeni i napisałem do niej sms'a. "Wybacz, że to się tak kończy. Kocham cię i zawsze będę, bądź szczęśliwa, a ja będę już na zawsze przy tobie".
Wysłałem wiadomość zrzucając telefon na ziemię. Spojrzałem przed siebie kiedy usłyszałem dźwięki telefonu. Chciałem po niego sięgną, ale było za późno. Spadłem z krzesła przez co pętla zaczęła zaciskać się na mojej szyi. Nie chciałem już z tym walczyć, nawet nie starałem się z tego wydostać. Odpuściłem. Mój oddech spowolnił aż w końcu zniknął a ja zamknąłem oczy z myślą "Będzie lepiej".

*Louis*
Wysiadłem z taksówki pod dom Harry'ego. Rozejrzałem się nieco po czym coś przykuło moją uwagę w oknie. Podszedłem bliżej do płotu chcąc się lepiej przyjrzeć. Od razu tego pożałowałem. 
- Harry! - krzyknąłem z całej siły puszczając torbę i podbiegłem do drzwi domu. 
- Harry! Otwórz drzwi! Harry! - uderzałem pięściami z całej siły. Rozejrzałem się czy nikogo nie ma w okół i z całej siły ruszyłem na drzwi które wypadły z zawiasów. 
Wbiegłem do kuchni. To co zobaczyłem było przerażające, szczególnie, że widziałem mojego przyjaciela…powieszonego na lampie. Chwyciłem nóż i odciąłem linę a Harry opadł na mnie. Jego telefon cały czas dzwonił przez co nie wiedziałem co mam robić. 
- Harry! Co ci odbiło! Obudź się - szamotałem nim. Kurwa dlaczego on to zrobił?
Wyciszyłem jego telefon i wyciągnąłem swój by zadzwonić na pogotowie. 
- Tak słucham pogotowie/
- Mój przyjaciel…on się powiesił - wydukałem ledwo. 
- Czy możesz sprawdzić jego puls? - zapytała kobieta w słuchawce a ja chwyciłem jego rękę podwijając rękaw. Kolejne zaskoczenie. 
Cała jego ręka była pokryta bliznami, niektóre były tak głębokie…Boże święty. Ścisnąłem jego nadgarstek i starałem się wyczuć puls.
- Słabnie…niech pani coś zrobi! - krzyknąłem do słuchawki po czym upuściłem ją na ziemię. Byłem kompletnie zdezorientowany. Nie miałem pojęcia co robię. Trzymałem jego głowę na kolanach cały czas starając się czuć puls. 
- Harry! Co ty do cholery zrobiłeś?! - krzyknąłem do niego - Masz się kurwa obudzić! 
Jego telefon nadal nie przestawał dzwonić. Wyszedłem z siebie i chwyciłem go odbierając połączenie. 
- Harry? To ja, Nicola. Co się stało - wszystko co się we mnie skumulowało w końcu puściło. 
- Tu Louis…czy ty kurwa to rozumiesz?! Zniszczyłaś go! Okłamałaś jego, nas wszystkich! Jak kurwa mogłaś go tak zostawić?! 
- Louis…o co chodzi? - jej płaczliwy głos wydobył się z słuchawki. 
- Wykorzystałaś go! Obiecałaś, że go nie zranisz. Mówiłaś, że go kochasz! - krzyczałem dalej…to wszystko jej wina. 
- Louis, co z Harrym - mówiła przez płacz. 
- One się kurwa przez ciebie powiesił! Powiesił się - krzyknąłem kiedy łzy zaczęły lecieć z moich oczu - Zabiłaś go! To ty go do tego zmusiłaś! - jej krzyk był tak przeraźliwy, pełen rozpaczy. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie powinienem był tego wszystkiego mówić. 
- Nicola…ja przepraszam - wydusiłem z siebie. 
- Nie Louis, nie masz za co przepraszać. Masz rację, to ja go zabiłam - ostatnią rzeczą którą usłyszałem był jej płacz. 
Dźwięk karetki dobiegł z przodu domu i usłyszałem ciężkie kroki ratowników. 
- Tutaj! - krzyknąłem a oni natychmiast wbiegli do kuchni zabierając ciało mojego przyjaciela na noszach. 

*Nicola* 
Siedziałam sama w domu oglądając banalny serial w telewizji. Justin wczoraj wieczorem wyjechał na święta do rodziny. Mimo tego, że przez cały czas nalegał żebym jechała z nim to zdecydowałam się zostać. Nie czułabym się komfortowo przy jego rodzinie. Na prawdę się nudziłam starając znaleźć wygodne miejsce na kanapie co kompletnie mi nie wychodziło. Kiedy usłyszałam dźwięk sms'a wstałam z kanapy sądząc, że ktoś uratuje mnie od tej nudy. Ale to co zobaczyła…kompletnie się nie spodziewałam. 
sms Harry: "Wybacz, że to się tak kończy. Kocham cię i zawsze będę, bądź szczęśliwa, a ja będę już na zawsze przy tobie". Do moich oczu napłynęły łzy na samą myśl, że może choć pomyśleć o skrzywdzeniu się. To jedno zdanie "Będę się tobą opiekował" załamało mnie kompletnie. To wygląda jak pożegnanie…nagle to do mnie dotarło. Szybko wybrałam numer do niego i starałam się dodzwonić. Nic z tego. Za każdym razem po dłuższym czasie włącza się poczta głosowa. 
W końcu ktoś odebrał ale to nie był Harry.


- On się kurwa powiesił - powietrze zatrzymało się gdzieś w moim ciele. Nie wierzyłam w to co słyszałam…jak to możliwe? 

_________________________________________________________________________________
Powiem wam, że jestem cholernie zawiedziona ilością komentarzy. Przy poprzednim rozdziale jest tylko 12 komentarzy. Proszę wasz, skoro tak lubicie tego bloga to chociaż komentujcie, to na prawdę daje dużo i proszę udostępniajcie linki do mojego bloga gdzie możecie, to mi bardzo pomoże. Wasza Nikissma

piątek, 3 stycznia 2014

SWAT part 17 "Are you cut yourself?"


"Le­piej coś, co nie ma sen­su uciąć szyb­ko jed­nym cięciem tuż przy szyi niż męczyć się duszeniem..."

*Harry*
Siedziałem w ciemności. Zimna ściana do której przywarłem, ziębiła moje plecy. 
Spoglądałem na moją rękę. Przez całą noc wyszukiwałem kolejnych i kolejnych powodów, by kolejny raz się skrzywdzić.
Zaczęło się od jednej kreski, za to, że mnie opuściła. Kolejna za jej oczy, których nie będę widywał. Włosy których nie będę mógł dotknąć, oddech którego więcej nie poczuję na skórze. Za każdą najmniejszą rzecz, karałem siebie. 
Czerwone kreski pokrywały całą wewnętrzną część mojej ręki od łokcia po nadgarstek.
Pięćdziesiąt dwie linie. Pięćdziesiąt dwa powody. Pięćdziesiąt dwie rzeczy, które doprowadzają mnie do samo destrukcji.

Siedziałem na tej cholernej podłodze cały czas. Na prawdę nie potrafię pojąć dlaczego tym razem tak bardzo mnie to załamało.
Byłem od zawsze uczony bycia twardym w każdej sytuacji, nigdy nie okazywać słabości…a teraz?
Czuję jak rozpadam się na kawałki z każdą kolejną sekundą, z każdym kolejnym oddechem. Mój wzrok był skupiony na jednym punkcie ściany od paru godzin. Kolejny raz spojrzałem na rozcięcia. Niektóre były głębokie, inne płytkie. Jedne długie, drugie krótkie, a jeszcze następne grube lub chude. Każda miała inne znaczenie. Niejedne krwawiły do tej pory, mimo, że starałem się to zatrzymać.
Podkuliłem nogi, kuląc się w kącie łazienki. Kolejny raz łzy cisnęły się do moich oczu, a mnie nie obchodziło to co się z nimi stanie. Dałem upust wszystkim emocjom trzymanym od tak dawna. Moja bezsilność przechodziła teraz wszelkie granice. Czułem się jak na samym dnie oceanu. Bez butli tlenowej, możliwości wypłynięcia i z kulą żelazną u nogi.
Łzy spłynęły po moich ranach. 
Krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem. Chciałem wykrzyczeć cały mój ból, całą rezygnację.
Czułem się zwykłym ciałem bez duszy, bez uczuć. Samotnym kawałkiem tkanki.

Kolejny raz chwyciłem żyletkę, znajdując pięćdziesiąty trzeci powód. Przyłożyłem ostrze mocno do skóry by dokładnie się w nią wbiło i pociągnąłem długą pionową linię wzdłuż całej ręki.
- Za bycie mną - szepnąłem skupiając uwagę na krwi powoli wydostającej się z rozcięcia. Uśmiechnąłem się lekko, czując jak ból wewnętrzny ustępuje miejsca fizycznemu. 

Podobno Indianie wierzyli, że w krwi człowieka znajduje się jego całe zło, wszystkie cierpienia, utrapienia, bóle męki, dlatego codziennie nacinali skórę w paru miejscach chcąc uwolnić duszę od nieczystości. Dokładnie ich rozumiem.

Powiem szczerze, że nigdy nie potrafiłem, lub nie chciałem pojąć dlaczego ludzie to robią. Dlaczego karają swoje ciało za problemy umysłu. Teraz wiem.
Kiedy patrzysz jak krew wypływa z twojej skóry i myślisz sobie "to właśnie mój problem", czujesz jak to po prostu odchodzi i nie zostaje po tym śladu w sercu. Jest to moment spokoju, odpoczynku od udręki. Kiedy tylko krew przestaje lecieć, wszystko wraca, cały ból i strach. Szukasz kolejnej wymówki by znowu to zrobić, by poczuć ulgę.

Na podłodze leżały zakrwawione kawałki papieru, które zacząłem powoli zbierać. Wrzuciłem je do śmietnika i ruszyłem do szafy. Podczas drogi nie spuszczałem wzroku z mojej ręki. Nigdy bym nie pomyślał, że jestem do tego zdolny, że jestem na tyle słaby.
Otworzyłem szafę i wyciągnąłem szarą bluzkę z kapturem. Wciągnąłem ją przez głowę odruchowo podciągając rękawy. Opuściłem je równie szybko i usiadłem na fotelu obracając go wcześniej w stronę okna.
Rzadko kiedy ktoś przechodził tymi ulicami, ale to właśnie miało swój urok. Wpatrywałem się we wszystko patrząc na to w kompletnie inny sposób. Wszystko co zwykle było pełne życia i kolorowe, teraz było martwe i szare.
W oknie zauważyłem zarys a następnie całą swoją postać ze szczegółami. Kolor mojej skóry zbladł, kąciki ust opadły a pod oczami pojawiły się wory jak po nie przespanym tygodniu. Zdałem sobie sprawę, jak złamane serce może niszczyć człowieka. Można powiedzieć, że byłem z tego w pewien sposób zadowolony. W końcu wiedziałem co czuła ona kiedy ją zostawiłem, kiedy powiedziałem jej, że jej nie kocham. Wolałbym chyba to usłyszeć niż "nie myśl, że cię nie kocham, bo kocham całymi resztkami mojego serca". Wiedziałem, że to będzie dla niej lepsze, kiedy będzie z dala ode mnie, ale za bardzo ją kocham. Świadomość, że ktoś inny będzie ją całował, budził się koło niej doprowadza mnie do szaleństwa. Sama myśl, że ktoś inny ją dotknie sprawia, że chcę kogoś zabić. Tak było.
Teraz nie mam ochoty na nic prócz bezsensownego siedzenia, obwiniania się o wszystko. Wolę to, wolę czuć, że wszystko jest moją winą, nie chcę myśleć, że cokolwiek może być przez nią. Ona jest jedynym dobrem w moim świecie, który właśnie się zaczął walić. Poczułem, że muszę wrócić do łazienki. W innym pokoju czuję się jakby wszystko jeszcze bardziej mnie przytłaczało. Za duża przestrzeń. 
Wstałem z fotela i szurając stopami po panelach wróciłem do łazienki. Chwyciłem świeczkę z szafki pod umywalką i zapaliłem ją stawiając na podłodze. Wyłączyłem światło i zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Usiadłem na kafelkach przy świeczce i obserwowałem płomień. Mała przestrzeń sprawiała, że czułem się jeszcze gorzej co było dla mnie dobre. Nie chciałem poczuć się dobrze, chciałem czuć ból. 
Przejeżdżałem palcem przez ogień zatrzymując go od czasu do czasu w płomieniu. Oparłem się o ścianę i podwinąłem rękaw na prawej ręce odsłaniając nacięcia. Jeździłem po nimi palcem od góry do dołu, zatrzymując się na każdej przypominając za co jest. 
Nagle usłyszałem mój telefon. niechętnie podniosłem się z ziemi i otworzyłem drzwi a światło uderzyło w moje oczy. 
Podszedłem do komody chwytając telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Louis. Tylko teraz mi tego brakuje. Odebrałem połączenie wcześniej potrząsając głową by lekko się "rozbudzić" i nie brzmieć tak jak się czuję. 
- Halo
- Hej, co się nic nie odzywasz?
- Jakoś nie miałem na to czasu - prychnąłem imitując mój "zwykły" ton głosu.
- Ok, a wszystko okej? - tego pytania najbardziej nie chciałem usłyszeć. Jest to najbardziej irytujące pytanie jakie kiedykolwiek ktokolwiek może zadać, szczególnie teraz. Westchnąłem nabierając powietrze.
- Tak, wszystko ok 
- Harry…słyszę
- No słyszysz, że wszystko ok 
- Znam cię na tyle długo żeby wiedzieć, że tak nie jest - ma rację. Jego nie potrafię okłamać bo on i tak to wyczuje. 
- Co mam kurwa powiedzieć ci jak się czuje? Jestem kurwa załamany, straciłem ją! Zostawiła mnie! Od wczoraj siedzę jak debil zamknięty w łazience bo to jedyne spokojne miejsce gdzie mogę do cholery czuć ten jebany ból! To co ona! To chciałeś usłyszeć?! - w słuchawce zapadła cisza.
- Przyjadę do ciebie - kiedy to usłyszałem natychmiast odłożyłem słuchawkę. Nie chciałem tego, byłem w okropnym stanie i nie chciałem żeby ktokolwiek mnie tak widział. 
Kolejny raz wyszedłem z łazienki i szybko się ubrałem. Zwykłe spodnie, zwykła koszulka, zwykła bluza. Wszystko było zwykłe. Na to jeszcze kurtka, kolejna zwykła rzecz. Czapka i buty. Chwyciłem klucze i zamknąłem za sobą dom. Kiedy odwróciłem się od drzwi wziąłem głęboki oddech patrząc na przechodniów których na szczęście nie było zbyt wielu. 
Wolnym krokiem zszedłem po schodkach i włączyłem się w cały ruch ulicy. Samochody przejeżdżały obok mnie w jak mi się zdawało, zastraszającym tempie. Czułem się jakbym stanął w miejscu, mimo tego, że nadal poruszałem się. 
Cały dźwięk miasta zaczął mnie przytłaczać, w sumie to czego się spodziewać po Nowym Jorku. Skręciłem w jakąś boczną uliczkę chcąc od tego uciec. Trafiłem pod kawiarnie w której pracowała Nicola. Nie mam pojęcia jak to się stało. 
Podszedłem bliżej okna i zacząłem rozglądać. 
Długie brązowe włosy, promienny uśmiech i zielone oczy. To ona. Wyglądała tak beztrosko, jakby wszystko w jej życiu układało się idealnie. 
Może teraz tak jest, od kiedy zniknąłem, może teraz będzie szczęśliwa tak jak bardzo na to zasługiwała. 
Poczułem jak łzy zbierają się w moich oczach kiedy tak na nią patrzyłem…bolało bardziej niż przez ostatnią noc. 
Naciągnąłem kaptur na głowę chcąc ukryć to co malowało się na mojej twarzy. Ruszyłem szybkim krokiem z powrotem do domu. 
Kiedy w końcu do niego dotarłem trzasnąłem z całej siły drzwiami i wręcz zacząłem zdzierać z siebie ciuchy. W parę minut siedziałem w samych spodniach znowu w tym samym miejscu, przy tej samej zimnej ścianie, w tej samej łazience. 
Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu żyletki…zacząłem panikować. Nigdzie jej nie było. Nerwowo wciągałem powietrze przetrzepując każdy milimetr łazienki. Każde możliwe i nie możliwe miejsce. Wściekłość zaczęła we mnie narastać. 
Wstałem z ziemi i spojrzałem na lustro. Moje źrenice były powiększone czyniąc moje oczy czarnymi. Powieki zaczęły mi opadać chcąc wypuścić łzy które kumulowały się w moich oczach tak długo. 
- Bądź z siebie dumny, wszystko znowu zepsułeś - usłyszałem. Odwróciłem się chcąc zobaczyć kto to powiedział. 
- Kto tu jest? - krzyknąłem. 
- Jesteś do niczego - kolejny raz. 
- Kto tu kurwa jest? - zacząłem czuć jak cały pokój zaczyna się kręcić. Coraz szybciej i szybciej. Aż w jednym momencie wszystko stanęło. 
Spojrzałem w lustro. Stał za mną ktoś. Wytężyłem wzrok. To byłem ja. 
- Jesteś nikim - patrzyłem się na kopię samego siebie który zaczął się śmiać. W tak przerażający sposób odbijał się w mojej głowie. Zatknąłem uszy chcąc go zagłuszyć ale nic z tego. 
Krzyknąłem z całej siły i tak samo uderzyłem pięścią w lustro które rozpadło się na kawałki. Szkło uderzyło we mnie a ja upadłem na ziemię. 
Co mi się dzieje?

______________________________
nadal zbieram listę osób do informowania, jeśli ktoś podał swoje tt w poprzednim poście to już jest :)